Pracowity tydzień za nami, choć miał się skończyć zalaniem stropu, co nie wyszło ale po kolei:
Taka kopareczka to bardzo przydatny sprzęt na budowie. Od razu widać, że coś się dzieje:)
Pan koparkowy zasypuwał nie podpiwniczone pomieszczenia: kuchnie, spiżarnie, łazienke i garaż
żeby miał wygodniej zrobił sobie droge dojazdową do garażu, czyli mośna powiedzieć, że mamy stan 0:) (cały czas prawie ale juz bliziuteńko!!!!!)
Stop! Na drenaż gruzu nie sypiemy! Będzie tylko zwietrzelina.
Tadan!:) I można już wjeżdżać do garażu:)
Widok z ulicy. Li i jedynie 6,5 m
A jak już miałam po czym to weszłam sobie na strop. Widok cieszy, aż miło popatrzeć:)
Zbrojenie pod kryty taras
W sobotę rano przyjechała inna ekipa ubić żwir pod chudziaka...
...a nasi budowlańcy zrobili sobie wolne boooo.... kota nie ma to myszy harcują. Mąż wyjechał w delegację, szef budowy miał się zająć zamówieniem betonu ale po co? Jak nie ma nad nimi bata to robia co chcą. A, że ja byłam to co? Baba przecież nie ma prawa znać się na budowlance to co im będę mówiła co mają robić! I tak straciliśmy kolejny dzień. Przecież jemu się nie spieszy! Jemu nie ale nam zaczęło się spieszyć i to bardzo. Nieoczekiwanie (nie spodziewaliśmy sie, że to nastąpi tak szybko pojawił się napalony kupiec na nasz obecny dom) i we wtorek podpisujemy umowę przedwstępną! Perspektywa mieszkania w namiocie kiepsko wróży, u mamy.... jak człowiek 17 lat mieszkał sam to ja już chyba wolę w namiocie....:).
Pozdrawiam